Terapia poznawczo-behawioralna jest dość sku­tecz­nym, ale nie ide­al­nym narzę­dziem w walce z uogól­nio­nym zabu­rze­niem lęko­wym. Udowodniono w bada­niach nauko­wych, że jest ona zde­cy­do­wa­nie bar­dziej sku­teczna niż brak tera­pii, przyj­mo­wa­nie table­tek pla­cebo, tera­pia psy­cho­ana­li­tyczna czy luźne, nie­ukie­run­ko­wane roz­mowy z tera­peutą. 50–60  pro­cent osób, które zde­cy­dują się na tera­pię poznawczo-behawioralną po 16–20 coty­go­dnio­wych sesjach zaczyna funk­cjo­no­wać bar­dzo dobrze i doświad­cza rady­kal­nej poprawy. Efekt ten utrzy­muje się po roku i dłu­żej. W przy­padku pozo­sta­łych osób prze­dłu­ża­nie tera­pii tymi samymi tech­ni­kami nie ma sensu, wyma­gana jest głęb­sza praca nad rela­cjami, doświad­cze­niami z dzie­ciń­stwa i otwar­ciem na emo­cje. Większość z tych osób cierpi praw­do­po­dob­nie dodat­kowo na zabu­rze­nia oso­bo­wo­ści, które same w sobie są trudno ule­czalne lub znaj­duje się w trud­nej relacji.

Podstawowe ele­menty tera­pii oddzia­łują na kilka sfer funk­cjo­no­wa­nia czło­wieka. Pierwsza z nich to ciało i fizjo­lo­gia. Organizm osób z GAD jest wycień­czony z powodu prze­wle­kłego stresu. Mięśnie są napięte, czę­sto boli głowa, serce bije szyb­ciej. Nieodzowną tech­niką jest tutaj relak­sa­cja. Czasami jest to jedyny moment w ciągu dnia, kiedy osoba z ner­wicą lękową może się roz­luź­nić i na chwilę odsu­nąć zmar­twie­nia. Ciało po raz pierw­szy od dawna doświad­cza przy­naj­mniej czę­ścio­wego uwol­nie­nia od stresu. Pacjent zaczyna widzieć róż­nicę pomię­dzy sta­nem roz­luź­nie­nia i napię­cia i stop­niowo uczy się, jak roz­luź­niać się świa­do­mie w codzien­nych sytu­acjach. Najlepszym tre­nin­giem relak­sa­cyj­nym jest pro­gre­sywna relak­sa­cja mię­śni Jacobsona, a także oddy­cha­nie prze­po­nowe. W zależ­no­ści od pre­fe­ren­cji klienta można jed­nak też posłu­gi­wać się tre­nin­giem auto­gen­nym Schultza lub relak­sa­cją bez­piecz­nego miejsca.

Druga sfera, którą prze­ra­bia się w tera­pii, to myśli. Osoba z GAD czę­sto mar­twi się bar­dzo auto­ma­tycz­nie, wręcz nie­świa­do­mie i jest to czymś w rodzaju złego nawyku. Po kilku latach trwa­nia zabu­rze­nia nawyk jest tak szybki i auto­ma­tyczny, że jedna drob­nostka jest w sta­nie wyzwo­lić całą kaskadę zmar­twień lub atak paniki. Dlatego pierw­szym kro­kiem jest samo­ob­ser­wa­cja, zapi­sy­wa­nie i licze­nie swo­ich zmar­twień. Pacjent uczy się, jak roz­po­zna­wać począ­tek zmar­twień, pierw­szy bodziec. W tym momen­cie naj­ła­twiej je prze­rwać, zatrzy­mać się i zasta­no­wić: „Czego tak naprawdę się oba­wiam? Co jest dla mnie zagro­że­niem?”. Jeśli znamy odpo­wiedź na to pyta­nie, możemy podejść do pro­blemu bar­dziej racjo­nal­nie. Podczas tera­pii klient zadaje sobie pyta­nia: „Czy mam jakiś wpływ na ten pro­blem?”, „Jak jest praw­do­po­dobne, że to się wyda­rzy?”, „Jak sobie z tym pora­dzę?” – jest to o wiele bar­dziej efek­tywne, niż powta­rza­nie w kółko „A co, jeśli …?”. Ten etap tera­pii wymaga dużego wkładu pracy wła­snej od pacjenta, ponie­waż codzien­nie trzeba coś zapi­sać i pró­bo­wać ana­li­zo­wać swoje obawy, ale tylko wie­lo­krotne powta­rza­nie tych dzia­łań da efekt w postaci zdrow­szych nawyków.

Trzecia ważna sfera, którą prze­pra­co­wu­jemy, to zacho­wa­nie. Często osoby z GAD mają dwa rodzaje zacho­wań – uni­ka­jące i zabez­pie­cza­jące. Zachowania uni­ka­jące to nie­sta­wia­nie czoła rze­czom, któ­rych się lękają, odwle­ka­nie ich, prze­no­sze­nie na innych, rezy­gno­wa­nie, np. uni­ka­nie lotów samo­lo­tem, jazdy samo­cho­dem, zała­twie­nia waż­nych spraw, pod­ję­cia życio­wych wyzwań. Może to pro­wa­dzić to znacz­nych utrud­nień lub braku samo­dziel­no­ści. Jeśli zauwa­żasz u sie­bie takie zacho­wa­nia, tera­peuta może pomóc ci podzie­lić je według trud­no­ści i będzie wspie­rał i moty­wo­wał cię w prze­zwy­cię­ża­niu lęku. Zachowania zabez­pie­cza­jące to raczej „prze­do­brza­nie”, robie­nie za dużo, na zapas, żeby ubez­pie­czyć się przed zagro­że­niem. Przykładem może być matka, która nie chce zatrud­nić opie­kunki do dziecka, bo wszystko woli robić sama lub pra­cow­nik, który robi coś prze­sad­nie per­fek­cyj­nie, żeby tylko unik­nąć kry­tyki szefa. Może to być rów­nież osoba, która za dużo pra­cuje, ponie­waż boi się, że w prze­ciw­nym razie będzie mieć za małe oszczęd­no­ści lub żona, która kilka razy w ciągu dnia dzwoni do męża, by upew­nić się, że on żyje. Ciężko jest zre­zy­gno­wać z takich zacho­wań, ale tylko rezy­gna­cja pozwoli nam spraw­dzić, czy są one rze­czy­wi­ście potrzebne. Jeśli masz tego typu ten­den­cje, z tera­peutą możesz nauczyć się, jak dele­go­wać obo­wiązki, mówić „nie”, odkła­dać na póź­niej i zapew­niać sobie wię­cej czasu wolnego.

Bardzo czę­sto nie­zbędne jest także zro­zu­mie­nie prze­szło­ści, wewnętrz­nego dziecka, jakie nosi w sobie każdy z nas. Osoby z GAD jako dzieci doświad­czały dużego lęku z róż­no­ra­kich powo­dów. Niektóre były zmu­szone do odpo­wie­dzial­no­ści za rodzi­ców (odwró­ce­nie ról), co jest za dużym cię­ża­rem dla dziecka. Inne dora­stały w rodzi­nach nado­pie­kuń­czych, gdzie ich kom­pe­ten­cje były wciąż kwe­stio­no­wane i nie dosta­wały wspar­cia poma­ga­ją­cego im w samo­dziel­nym podej­mo­wa­niu wyzwań. Jeszcze inne dzieci miały rodzi­ców, któ­rzy sami cier­pieli na zabu­rze­nia lękowe, zamar­twiali się, prze­sa­dzali i uwa­żali, że zawsze na wszystko należy być przy­go­to­wa­nym. Tak na różne spo­soby buduje się w dziecku poczu­cie nie­kom­pe­ten­cji oraz zagro­że­nia z zewnątrz, które gene­rują ogromne napię­cie. Aby je prze­zwy­cię­żyć, potrzebna jest długa praca nad zaak­cep­to­wa­niem prze­stra­szo­nego dziecka w sobie z jed­no­cze­snym udzie­la­niem mu wspar­cia (samo­dziel­ność) lub zaprze­sta­niem walki z nim (osoby nad­mier­nie aktywne). Osoby mniej samo­dzielne będą pra­co­wały nad uwie­rze­niem w sie­bie, nato­miast kon­tro­lu­jące sie­bie i wal­czące – nad zaak­cep­to­wa­niem sła­bo­ści, błę­dów, nie­pew­no­ści, nad roz­wi­ja­niem spon­ta­nicz­no­ści i łagodności.

Zdjęcie: lauren rushing