„Co cię nie zabije, to cię wzmocni” – czy to prawda? Nie zawsze, gdyż w wielu przypadkach doświadczenie traumy skutkuje poważnymi trudnościami emocjonalnymi. Tak jednak nie było u mnie. Na moje szczęście, znalazłam się w gronie dużego odsetka osób, które doznały tak zwanego wzrostu potraumatycznego – fundamentalnej zmiany w poznawczej reprezentacji świata. Chcesz wiedzieć więcej? Przeczytaj moją historię.

Moja historia

W 2020 roku byłam na urlopie macierzyńskim ze swoją młodszą, wówczas trzymiesięczną, córką. Miałam stabilną sytuację zawodową, zbudowaliśmy dom. Można było powiedzieć, że osiągnęłam sukces. Moje życie było wzorowe.

Jesienią tego samego roku cała nasza rodzina zaraziła się koronawirusem. Mieliśmy objawy łagodnej infekcji. Wszystko wyglądałoby normalnie, gdyby nie jeden mały objaw. Młodsza córka zaczęła szybciej oddychać. W miesiąc po zakażeniu koronawirusem w płucach pojawiło się rzężenie. Wkrótce córeczka nie miała już siły siadać ani raczkować.

Początkowo stwierdzono u niej zapalenie płuc. Jednak w szpitalu usłyszeliśmy znacznie poważniejszą diagnozę – wada serca. Lekarze byli równie zaskoczeni co my. Przecież na USG w ciąży nikt tego nie zauważył. W szpitalu po porodzie i podczas badań kontrolnych żaden z lekarzy nie usłyszał żadnego szmeru. Nie było wcześniej żadnych objawów niewydolności. W końcu lekarze doszli do tego, że to koronawirus zniszczył zastawkę serca.

W ciągu następnych dwóch lat byłam w szpitalu z córką kilkanaście razy. Za każdym razem, gdy budziłam się w nocy w szpitalu z powodu sygnału respiratora, przeżywałam szok, że to naprawdę moje życie. Miałam uczucie, jakby ta cała sytuacja nie dotyczyła mnie, jakby to był jakiś film. Ze stresu bolało mnie całe ciało.

Moje stabilne życie w jednej chwili się posypało. Wszystko zostało przewartościowane.

Wcześniej byłam osobą zadaniową, nastawioną na efekt. Czas spędzony w szpitalu był dla mnie trudnym treningiem – uczyłam się być tu i teraz. Wiedziałam, że czas spędzony z córeczką to mogą być nasze ostatnie chwile razem.

Zrozumiałam, że społeczny przepis na sukces, który polega na ciągłym patrzeniu w przyszłość, realizowaniu planu się nie sprawdza, bo w każdej chwili możemy wszystko stracić. Byłam uważna, skupiona na tu i teraz, oddana córce, wrażliwa, odsłonięta przed innymi. Akceptowałam swoje emocje. Umiałam prosić o pomoc i korzystałam z niej.

Kryzys związany z utratą zdrowia mojej córki przewartościował moje życie. Wkrótce po tym kryzysie pojawił się pomysł, by pracować z perfekcjonizmem.

Wzrost potraumatyczny

Prawdopodobnie doszło u mnie do zjawiska, które zdarza się dość często po ciężkich i traumatycznych kryzysach u ludzi, czyli do wzrostu potraumatycznego.

Badacze Tedeschi, Park i Calhoun stwierdzili, że do takiego wzrostu potraumatycznego dochodzi, gdy ludzie mierzą się z wydarzeniami, w wyniku których zburzony zostaje dotychczasowy ład, poruszone zostają podstawy fundamentalnych przekonań człowieka na temat otaczającego go świata i niego samego. Rezultatem takiego zdarzenia może być budowa nowej reprezentacji poznawczej świata. Tak jak u mnie, mogą pojawić się pozytywne zmiany w rozwoju. 

Przykładem takiej zmiany może być docenienie życia, zwiększenie zadowolenia z życia i radość. Osoba, która przeżyła traumatyczne wydarzenie uświadamia sobie, że wszystko można stracić w każdej chwili. Zaczyna przywiązywać wagę do drobnych, codziennych wydarzeń, do tego, co się dzieje tu i teraz. Mniej ważne stają się dla niej odległe, dalekosiężne plany i rezultaty, na które trzeba będzie długo pracować. 

Druga zmiana, która zachodzi w osobach, które doświadczają wzrostu traumatycznego, to pogłębienie relacji z innymi ludźmi. Kiedy odrzucisz koncentrację na efekcie, na dalekosiężnych planach, odhaczanie punktów, masz szansę bardziej docenić relacje z innymi, otworzyć się przed nimi. Bazować na swojej wrażliwości i mocniej niż wcześniej pokazywać swoje odczucia, słabości i potrzeby. Uczysz się jak być bardziej empatyczną osobą w stosunku do innych, bardziej wyrozumiałą i troskliwą. Zaczynasz doceniać to, że żyjesz wśród ludzi, którym możesz okazywać ciepło i czerpać ciepło od nich. 

Kolejnym przejawem wzrostu potraumatycznego może być zwiększenie poczucia osobistej siły, skuteczności, poczucia radzenia sobie. Pojawia się przekonanie, że jeśli przetrwało się coś tak trudnego, to naprawdę można sobie zaufać i bez wielu rzeczy się obyć. 

W wyniku mojego traumatycznego doświadczenia zakwestionowałam podejście oparte na micie sukcesu. Zakwestionowałam też przekazy wymagającego krytyka, które wcześniej mocno dochodziły do głosu. Zrozumiałam, że koncentracja na spełnianiu wymagań, na efekcie (a nie na procesie), na warunkowej akceptacji samej siebie oraz na ścisłej kontroli po prostu się nie sprawdza.

Wolisz słuchać niż czytać? Zasubskrybuj mój podcast – znajdziesz go na Spotify i na YouTube.

Jeśli chcesz śledzić nowe artykuły, infografiki, porady i wiele innych, zaobserwuj mnie:

Facebook

Instagram

Photo by Ryan Millsap on Unsplash